wtorek, 10 grudnia 2013

Od Cordelii


Zwiedzałam tereny watahy, gdy nagle wpadłam na jakieś drzewo. 
- Ał... - usłyszałam. O co chodzi temu drzewu? Nie odpowiedziałam. Poszłam dalej. Poślizgnęłam się na mchu i spadłam na inne drzewko. Znów usłyszałam jęk. Zza drzewa wyszła jakaś pani.
- Witaj Cordelio. Czy wiesz kim jestem? - zapytała. 
- Tak wiem. Jesteś elfką leśną. - powiedziałam jakoś tak... z szacunkiem.
- Rozumiem. Nazywam się Naranca. Żyję w tym lesie. I mam do Ciebie prośbę... - urwała. Zastanawiałam się o co chodzi. Z jej oka poleciała łza. Tam gdzie spadła wyrósł kwiat, bardzo piękny.
- Czy możesz dla mnie iść na szczyt tamtej góry? - wskazała miejsce. Kiwnęłam głową i poszłam. Gdy byłam prawie na szczycie wpadłam w dziurę. Leżał w niej ogromny zielony smok. A koło niego żywy jeleń przygnieciony łapą. Jakoś wydobyłam jelonka, który gdy wróciliśmy, rzucił się na szyję elfki. Kobieta spojrzała na mnie i "weszła w moje ciało". Wyglądałam jak ona. W myślach usłyszałam głos:
~ Oto moc, którą Ci daję za pomoc. Przychodź do mnie codziennie, a będę twoją siostrą bliźniaczką~ - usłyszałam śmiech i znów elfka siedziała na konarze. Nie czułam jej obecności w ciele więc zgodziłam się, pożegnałam i poszłam do watahy. Po drodze wpadałam na kogoś. 

Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz