niedziela, 1 grudnia 2013

Od Luny

Biegłam szybko przez ciemny las. Lodowaty wiatr wiał mi w pysk i czochrał sierść, gwiżdżąc przy tym złowieszczo. Zimny jesienny deszcz, wraz ze śniegiem padał z góry i kleił moje futro, które pod wpływem wody stawało się coraz bardziej ciężkie. Lecz czego się spodziewać po ostatnim dniu jesieni? Wyczułam, że wkroczyłam na czyjś teren. Na teren jakiejś watahy, niewielkiej, ale jednak...watahy. Zwolniłam i ostrożnie poszłam dalej. Najchętniej przebiegłabym całe terytorium tejże watahy, lecz nogi uginały się pode mną. Byłam zbyt zmęczona na zwiększenie tempa. Deszcz zaczął powoli zmieniać się w sam śnieg. Moje futro, które całe mokre było od deszczu teraz błyszczało się szronem. Ledwo idąc rozejrzałam się dookoła. W zaroślach usłyszałam cichy szelest. Wbiłam wzrok w tamtym kierunku, lecz nic nie dostrzegłam. Ruszyłam dalej. I znowu zatrzymał mnie ten już irytujący szelest. Przestałam zwracać na niego uwagę. Powoli poszłam dalej. Nie odwracałam się już za siebie, lecz nie na długo. Coś skłoniło mnie bym jeszcze raz spojrzała za mnie, między drzewa. Zmusił mnie do tego gardłowy warkot, narastający z każdą sekundą. Ów dźwięk przeraził mnie. Zatrzymałam się i odwróciłam. Tam gdzie spojrzałam nie było nikogo. Wtem poczułam na karku czyjeś zęby, a po chwili leżałam już grzbietem na zamarzniętej kałuży, która pod wpływem silnego uderzenia rozpękła się, a zimna woda spod warstwy lodu ochlapała moje futro. Chciałam uciec, lecz ktoś oparł na mnie łapy, nie pozwalając choćby wstać. Nie dostrzegałam nic prócz jego płonących ogniem oczu. 
- Kim jesteś i co tutaj robisz? - zapytał złowieszczym szeptem.
Ze strachu nie mogłam wykrztusić z siebie ani słowa.
- Kim jesteś i co tutaj robisz? - powtórzył. Zdobyłam się na odwagę i odpowiedziałam mu:
- Tylko tędy przechodzę. Możesz już mnie puścić?
Basior ani drgnął.
- Kim jesteś? - warknął.
- Może trochę grzeczniej? - oburzyłam się. 

Fabio, mógłbyś to dokończyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz